Jestem wyrodną matką co pragnie odpocząć. Co wymięka, co nie umie upilnować dzieci i zadbać o siebie. Jestem matką co ma ciągłe wyrzuty sumienia. Wyrzuty sumienia mnie zabijają i przerażają. Boję się czasem o siebie. Co ze mną będzie? Co będzie z dziećmi? Po półtora roku „siedzenia” w domu z bliźniętami + ciąża postanowiłam wracać do pracy. Dzieci chcę oddać do żłobka, a ja do pracy. Wyrodna matka. Czasem tak się czuję patrząc na zdziwione miny moich koleżanek. Podpowiadają mi: „Po co wracasz do pracy? Przecież nie musisz…” albo „Jeszcze zdążysz się napracować” lub „Dziwię Ci się, masz chorego synka i chcesz wracać do pracy”. Rozumiem je, mają dobre argumenty, ale nie są w moim ciele i w mojej głowie. Wiem, że być może wracając do pracy popełniam błąd, ale jeśli nie spróbuję będę się zadręczać. Mąż śmieje się ze mnie, że w idę do pracy odpocząć. Wiem, wiem, zdaję sobie sprawę z tego, że będzie hardcore. Rano przyszykować siebie i dzieci, zawieść do żłobka, pracować i się skupić na tej pracy, nie popełniać błędów, wracając z pracy mieć siłę, by zrobić zakupy, pobawić się z dziećmi, położyć je spać i zrobić obiad na kolejny dzień. No i pranie, sprzątanie, prasowanie. Naprawdę szczerze boję się tego, ale muszę spróbować. Muszę wyjść do ludzi. Muszę zacząć żyć trochę własnym życiem… Tak czuję. Tak, chcę spróbować.
Strach goni dzień
Dziś miałam zły dzień, zły dlatego, że Szymo nabił sobie mega guza na czole. Stałam obok niego i go nie upilnowałam. Jestem tym przerażona. Chyba nie daję sobie rady z nimi. Szymo ma jakiś szczególny talent do obijania się o kanapę, stoły i kanty, a nawet o podłogę. Jeden siniak ledwo mu zejdzie, a ma już następny. Jestem złą matką. Nie umiem zadbać o jego bezpieczeństwo. Naprawdę obawiam się o jego zdrowie, po tylu upadkach i obiciach w główkę, a przecież to jeszcze nie koniec. Nie jest na tyle duży, by się nie przewrócić. Gdy idę z nim ulicą wstydzę się samej siebie. Wygląda to tak jakbym biła swoje dziecko. Niania nr 2 przychodzi na 3-4 godziny, czyli w sumie tylko bierze na spacer dzieciaki, ja w tym czasie „ogarniam” mieszkanie i gotuję. Gdy wraca czuję ulgę, że już są, ale boję się co dziś nam się przytrafi. Dzieciaki z dnia na dzień mają coraz to ciekawsze pomysły. Jestem z nimi non stop, ale one nie lubią siedzieć w miejscu i czasem pójdę za jednym dzieckiem, a drugie sobie coś zrobi. Jestem tym przerażona. Hania mniej się obija i przewraca, ale nie chodzi tylko biega. Szymek nie patrzy i się przewraca, mam wrażenie, że robi przewroty lub ćwiczy breakdance. Kocham je ponad życie.
Żłobek?
Żłobek jest dla mnie jedynym ratunkiem. Mam nadzieję, że w żłobku wyładują swoją energię i zaprzyjaźnią się z innymi dziećmi. Obserwuję je i od jakiegoś czasu bywamy w miejscach, gdzie są dzieci. Hania lgnie do starszych dziewczynek i wybiera sobie zawsze dziewczynkę w pięknej sukni i patrzy na nią z podziwem, naśladuje zachowania innych dzieci i jest dość samodzielna. Szymek nie goni za innymi dziećmi, ale lubi coś komuś podać, pogadać w swoim języku i pobawić się nowymi zabawkami, ogólnie cieszy się na nowe miejsca i zabawki. Pierwsze wrażenie robi zawsze czarujące, szczególnie do pań. Uśmiecha się od ucha do ucha i robi czarujące oczy, ale w gruncie rzeczy lubi się bawić sam. Starałam się przygotować je do życia w żłobku. Potrafią chodzić, powiedzieć, że chcą jeść, pokazać o co im chodzi, potrafią same zjeść i pić ze szklanki z drobną pomocą. Nie mają smoczków, wiedzą do czego służy nocnik. Rozumieją wszystko co się do nich mówi i w większości przypadków się słuchają, ale wiadomo jak to dzieci… Teraz mają okres sprawdzania i mam wrażenie, że mówią sobie w główkach „A to mogę mamo? A może dziś nam ulegniesz”. Potrafią układać klocki, tańczyć do muzyki, nawlekać duże koraliki, rysować na kartce. Lubią muzykę i książeczki, uwielbiają naśladować ruchy innych i są otwarte i towarzyskie, nie reagują płaczem na obcych w domu i gdy tylko ktoś się z nimi bawi mogę nawet opuścić pokój.
Oczywiście, że się boję chorób. Nikt nie jest szczęśliwy, gdy dzieci chorują. Ani rodzice, ani dzieci, ani pracodawca. Nie wiem jak to będzie. W ciągu 16 miesięcy miały dwa razy katar i raz kaszel. Ogólnie nie chorują i trzymają się dzielnie.
Czego nie udało nam się zrobić
Po roczku postanowiłam sobie, że nauczę dzieci:
– picia ze szklanki
– pozbyć się smoczków
– wypróżniania się na nocniku
– samodzielnego sprzątania po sobie zabawek
Tak naprawdę nie udało mi się nauczyć ich robienia w nocnik. Siedzą, wiedzą o co chodzi, kilka razy udało się zrobić im kupę i siku na nocniku i myślałam, że to już po problemie. Ale to nie jest takie proste. Raz im się uda, 4 razy nie. Dwa sikające po domu dzieciaki to istny koszmar. Nie zdążę posprzątać po jednym, a drugie narobi w tym samym czasie. Hania czasem pokazuje na nocnik, sadzam ją, ale wtedy tylko się na nim bawi. Udało jej się co prawda parę razy pokazać na majtki i zdążyłam szybko zareagować, że zrobiła na nocniku, ale tylko kilka razy, a potem robiła w majtki w ogóle się tym nie przejęła. To chyba mi już nie starczyło sił i chęci i sobie odpuściłam.
Łudzę się, że żłobek pomoże mi w tym zagadnieniu. Wiem, jak szybko dzieci uczą się od dzieci i mam nadzieję, że też szybko nauczą się w żłobku robić na nocnik. Będę je wspierać w domu, ale ja także potrzebuję wsparcia w tej kwestii. Niektórzy psychologowie twierdzą, że dopiero 2 letnie dzieci są w stanie wyczuć potrzebę zrobienia siku, ale jakoś nie chce mi się im wierzyć ;P
O rozłące
Czy nie boję się rozłąki z dziećmi? Oczywiście, że się boję ich reakcji, boję się ich płaczu, histerii, której nie znam i lamentu. Wiem jednak, że moje nastawienie zrobi bardzo wiele. Jeśli ja podejdę do tego na luzie, to one też. Przeżywam więc to już teraz i zbieram siły. Zbieram siły, by od września było dobrze. Staram się zostawiać dzieci z nianią na kilka godzin, spotykać z innymi ludźmi, z innymi dziećmi, by przygotować je do czegoś nowego. Zaczęliśmy odwiedzać klubokawiarnię dla dzieci i dzieciaki coraz pewniej się w niej czują, a widząc inne dzieci i zabawki nawet się na nas nie oglądają. To dobry znak. Uspokajam się. Martwię się strasznie. Martwię się na zapas. Bez sensu. Bycie matką to ciągłe martwienie się. To takie przerażające.
A jak u Was było? Strach wracać do pracy czy strach zostać w domu? Moim zdaniem i w domu bywa przerażająco i strasznie… Monotonia jest bezpieczna, ale potrafi zabić uczucia…
Dlaczego chcę pracować?
Nie byłam nigdy na bezrobociu. Nie wiem jak to jest. Lubię coś robić, być potrzebna. Wiem, że to banał. Tak naprawdę pragnę wrócić do pracy, bo czuję, że mój czas spędzany z dziećmi nie jest taki jak kiedyś i nie tak chciałabym by wyglądał. Po prostu siedzenie i pilnowanie tylko czy dzieciom nie dzieje się krzywda to nie moja bajka. Chcę znów cieszyć się czasem spędzanym z nimi. Każdą minutę wykorzystać jakby miała być ostatnia. Potrzebuję krótkiej rozłąki, by docenić czas z nimi, by znów umieć się z nimi bawić, by nie przejmować się drobnostkami, by docenić to co najważniejsze. Tak po prostu. Muszę spróbować…
Beatko,
nadrobiłam zaległości z czytaniem Twojego bloga (ostatnia godzina w pracy upłynęła na lekturze:)).
Ja wróciłam do pracy jak mój Kubuś skończył 10 miesięcy. Dziś jestem już po dwóch tygodniach w pracy. Zanim wróciłam myśli same błądziły po głowie, jak to będzie ale teraz nie żałuję. Kubuś zostaje z babcią, kiedy wracam do domu cieszy się na mój widok (na początku dwa dni był obrażony, że mamy nie było). Teraz każda chwila z maluchem jest jeszcze lepsza niż była! Ja natomiast w końcu wyglądam jak człowiek a nie jak potwór w drelichu i kokonem na głowi:)
Trzymam za was kciuki!!!
Pozdrawiam!
Twoje słowa są dla mnie miodem na serce. Mam nadzieję, że u nas też będzie w porządku. Pozdrawiam również i życzę samych pięknych chwil 🙂